Menu

"Dzieci są na smyczy urządzeń. Czas zacząć bić na alarm"

- Dawanie małemu dziecku urządzeń mobilnych do zabawy przynosi mu więcej szkód niż pożytku. Wpływa negatywnie na kształtowanie się umysłu dziecięcego i deformuje sposób widzenia świata – mówi prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska.
Może Cię również zainteresować

Katarzyna Nowicka: Badania pokazują, że ponad 60 proc. dzieci w wieku od 6 miesięcy do 6,5 lat w Polsce korzysta z urządzeń mobilnych...

Prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, pedagog: A jeśli chodzi o grupę tych najmłodszych dzieci, czyli rocznych i dwuletnich, to jest to ponad 40 procent. Wiele maluchów korzysta z tych urządzeń codziennie. Dane są zatrważające. Na dodatek, co też wynika z badań, rodzice używają tabletów i smartfonów jako środków wychowawczych. Nie próbują tłumaczyć, nie wymagają. Po prostu dają do ręki tablet lub smartfon… i po kłopocie.

Jak dziecko nie chce jeść – układa się przed nim smartfon, jak ma cicho siedzieć w przychodni – smartfon. W autobusie, czy pociągu – to samo. Coraz częściej można zaobserwować w pociągu lub autobusie, jak rocznego dziecka, dwulatka, czy trzylatka nie interesuje co się dzieje za oknem, kto wsiada, czy wysiada. To nie ma znaczenia. Liczy się tylko to, co jest na ekranie. Mama lub tata ma swój telefon, ono swój. Podróżują dwie godziny, trzy. Nic do siebie nie mówią. Wolą dać dziecku urządzenie, niż objaśniać mu świat. Tak jest wygodniej.

Mówi Pani, że dane są zatrważające, ale przecież są także opinie, że nie można zamykać dzieci przed technologiami, że pomagają one w rozwoju, w edukacji…

Dla rodziców jest to dodatkowe usprawiedliwienie. W internecie można obejrzeć filmiki z dziećmi, które dopiero co zaczęły siadać, a już sprawnie obsługują urządzenia mobilne. Z komentarzem, że jest to wskaźnik znakomitych i wcześnie zarysowujących się uzdolnień świadczących o niebywałych możliwościach umysłowych malucha.

Inni rodzice oglądając takie filmiki upewniają się, że dawanie małemu dziecku tabletu lub smartfona sprzyja rozwojowi. To nieprawda. Nie jestem przeciwniczką technologii i wspaniałych urządzeń. Ale twardo powtarzam - dawanie małemu dziecku do zabawy takich urządzeń przynosi więcej szkód niż jakiegokolwiek pożytku. Negatywnie wpływa na rozwój dziecięcego umysłu, na kształtowanie się relacji z najbliższymi, na poznawanie świata, a więc w efekcie na przyszłość dziecka.

W jaki sposób?

Z tego, co już wiemy z badań naukowych, dotyczących kształtowania się umysłu dziecięcego, wynika jedno: sednem uczenia się są realne dziecięce doświadczenia – dotykowe i ruchowe oraz wzrokowe. To niezbędne cegiełki, z których dziecięcy umysł buduje reprezentacje. Są to konstrukty, narzędzia myślenia, wyprowadzania wniosków, porównywania. 

Pierwsze reprezentacje dziecko tworzy z doznań dotykowych i ruchowych, następne – w kombinacji z doznaniami wzrokowymi. Potem doznania te są wzbogacane słowami, nazwami tego, co dziecko poznaje ruchem i dotykiem, poruszaniem się w trójwymiarowym otoczeniu. We wczesnym okresie życia najważniejsze są ruch, dotyk i czucie.

Pierwsze rozumowania w główce dziecka na tym właśnie bazują, tak dziecko rozpoznaje świat. To wszystko precyzyjnie zbadał i opisał amerykański psycholog Jerome Seymour Bruner i póki co jego ustalenia są niepodważalne.

Dlaczego ten dotyk jest taki ważny?

To ja zapytam tak: gdy wypowiem słowo "kot" co Pani przychodzi na myśl?

Puchaty, ciepły, ociera się, może wyciągnąć pazurki…

I właśnie takie doświadczenia kodują się w umyśle od najwcześniejszego dzieciństwa. Przeprowadziłam w tej kwestii pewne doświadczenie. Patrzyłam jak zachowuje się dziecko, które widzi kota – prawdziwego, w realnym świecie. Radość niebywała. Dziecko dotyka, czuje że kot jest miękki, włochaty, że ma okrągły łepek, zimny nosek, sztywny ogonek, wąsy. Mama stwierdza "to kot". Maluch nie potrafi jeszcze tego słowa powiedzieć, ale kojarzy już to słowo z czymś miękkim, puchatym, miłym, z szorstkim języczkiem.

 Z tych doświadczeń zaczyna się tworzyć zalążek reprezentacji "kot". To pozwala dziecku rozpoznawać to zwierzątko, gdy zobaczy je ponownie. I wzbogacać zarys reprezentacji "kot" w trakcie następnej zabawy z realnym kotem.

A teraz inny obrazek. Dajemy dziecku smartfon, czy tablet. Na ekranie też jest kot. Śliczny, kolorowy. Mama mówi "to kot". Czego doświadcza dziecko dotykając urządzenie? Wyłącznie śliskiego, chłodnego ekranu. No i jeszcze tego, że może sobie przesunąć obrazek, na przykład na zdjęcie kolejnego kota, albo czegoś innego.

Czyli dziecko musi realnie czuć to, czego dotyka?

Bezwarunkowo. Tak jak z kotem. Podobnie jest z piłką, klockami, czy jabłkiem. Dziecko gdy weźmie np. jabłko do rąk to w skupieniu dotyka je, obraca w rączkach, wodzi paluszkiem po ogonku jabłka, próbuje skosztować. Dzięki temu uczy się rozpoznawać jabłko i każdy inny obiekt. I, tak jak wspomniałam, gdy ponownie się z tym przedmiotem zetknie, będzie wzbogacać zarysowaną już reprezentację umysłową.

Doprawdy – nie jest trudno dostrzec, że odmienne doświadczenia zdobywa dziecko gdy patrzy, dotyka i czuje, niż gdy ogląda ekran. Tego nie da się porównać.

Może da się to jakoś pogodzić?

Gdyby rodzice mieli jakikolwiek umiar w używaniu smartfonów i tabletów w wychowaniu małych dzieci, ale niestety nie mają. Ileż razy widziałam małe dziecko, siedzące na spacerze w wózku i zaintrygowane wyłącznie ekranem takiego urządzenia. Maluch, siedząc w wózku, najczęściej jedzie tyłem do osoby, która wózek prowadzi. Wpatruje się wyłącznie w urządzenie. Przez ten czas jest pozbawiony kontaktów społecznych. Nie interesuje się także tym, co go otacza. To jak tu mówić o godzeniu czegokolwiek?

Smartfony czy tablety są dawane dzieciom do zabawy coraz częściej i to na dłuższy czas. Gdy maluch przebywa z tymi urządzeniami nie gromadzi żadnych doświadczeń dotyczących trójwymiarowego świata. Otóż nasze oczy chociaż są cudownym narządem, to mają pewną niedoskonałość. Bardzo słabo rejestrują właściwości trzeciego wymiaru naszego otoczenia i znajdujących się tam obiektów. To jest domena dotyku i ruchu naszego ciała

Ten trójwymiarowy świat jest niesłychanie ubogi u dzieci, które zajmują się urządzeniami mobilnymi. Ich świat nabiera takich właściwości, jak ekran tych urządzeń - jest wąski, śliski, chłodny kolorowy, migający i jednorodny. Nieprawdziwy. Na dodatek. to co, dzieje się na smartfonie czy tablecie odbywa się szybko. Zbyt szybko jak na percepcję dziecięcą. Zamiast radości poznawania, nasila się niezdrowa dla psychiki fascynacja migotaniem ostrych kolorów.

I co dzieje się potem?

Tabletowe dzieci – bo tak się je nazywa gorzej się rozwijają społecznie, nie potrafią zająć się realnymi przedmiotami, są na smyczy urządzeń mobilnych. Nie dziecięcy umysł, nie główka dziecka kreuje świat - jest ono prowadzone właśnie na tej smyczy migotającymi obrazkami na zimnym, śliskim ekranie. To zatrważające.

Sprawność umysłowa dzieci, w miarę rozszerzania się czasu oglądania ruchomych obrazów, zmniejsza się. Pokazują to m.in. badania niemieckie. Poproszono w nich dzieci, żeby narysowały człowieka, a potem porównywano liczbę elementów uwzględnionych w rysunku. Brano też pod uwagę informację, jak długo mali uczestnicy badania korzystają codziennie z różnych urządzeń. Za rysunek można było dostać maksymalnie 14 punktów. I co się okazało? Dzieci, które korzystały z urządzeń około pół godziny dziennie otrzymały 12 - 14 punktów. Te, które do godziny - średnio 8. A te powyżej godziny – już tylko 6. To ogromne różnice. Dodam, że na podstawie tego, jak dziecko narysuje człowieka wnioskuje się o dziecięcych możliwościach umysłowych.

Niepokojące obserwacje poczyniłam też podczas moich badań. W pewnej podwarszawskiej miejscowości miałam zbadać umiejętności matematyczne wszystkich dzieci 6-letnich. Aby to zrobić, najpierw trzeba było przeprowadzić im test umiejętności umysłowych. Wybrałam test obrazkowy. Na tablicach testu przedstawiono graficzne wzory, mające pewną logikę. Jednego kawałka brakowało, a poniżej było do wyboru sześć kawałków. Dziecko miało wskazać, który pasuje do wzoru narysowanego na tablicy.

Z pozoru proste, ale nie dla każdego

Problem w tym, że w badaniach było zadziwiająco dużo wyników bardzo słabych. Byłam pewna, że źle przeprowadzono badanie. Okazało się, że nie, a więc dalej drążyłam. Pojechałam do sąsiedniej miejscowości, bo chciałam osobiście zobaczyć jak dzieci rozwiązują ten test. I moją uwagę zwróciło, że większość dzieci bardzo krótko patrzyła na obrazek, aby dostrzec logikę wzoru. Brakujący element wskazywały bez zastanowienia. Metodą prób i błędów.

Dlaczego tak się działo?

Większość dzieci nie potrafiła się skupić, a jest to konieczne żeby zobaczyć elementy w obrazku i powiązać je logicznie. Na to trzeba czasu. To jest też kwestia ćwiczenia i organizowania pola spostrzeżeniowego. Problem w tym, że badane dzieci nie skupiały się na wzorze. Tylko wskazywały palcem przypadkowe obrazki. Krótko, szybko, bez zastanowienia. Efekt? Bardzo kiepski wynik.

Chciałam zaznaczyć, że w czasie prowadzenia tych badań mieliśmy do czynienia z pierwszym zachwytem wartościami edukacyjnymi filmów i komputerów. Smartfony, czy tablety nie były jeszcze tak popularne. Już wtedy widać było efekty zafascynowania się światem ruchomych obrazów, którego oglądanie nie wymaga większego wysiłku i skupienia. Teraz ta fascynacja jest jeszcze większa, a ruchomy, kolorowy i migający świat łatwiej dostępny.

Tymczasem wiedza szkolna, jest pokazywana w dziecięcych zeszytach ćwiczeń, w podręcznikach w formie statycznych obrazków, a nie w formie filmików, poprzez ruchome obrazki. Warto to mieć na uwadze.

Jak to wszystko, o czym Pani mówi przełoży się na funkcjonowanie w dorosłości?

Tego jeszcze nie wiemy, bo do nas ten technologiczny boom przyszedł później niż w wielu innych krajach. Ci, którzy od maleńkości mają kontakt z mobilnymi urządzeniami nie weszli jeszcze w dorosłość. Ale są już badania mi.in. w Japonii, pokazujące jaki ogromny wpływ wywarło to na rozwój pokolenia młodych, dorosłych już ludzi. Niestety nie jest to wpływ pozytywny.

W Polsce już zaczęto zwracać uwagę na problem. Chociażby na nastolatki, które niejednokrotnie nie potrafią funkcjonować bez urządzeń mobilnych, są one dla nich całym światem. Korzystają z nich często bez kontroli, w sieci natrafiają na treści niebezpieczne…

To jest efekt tego, o czym mówimy od początku naszej rozmowy - przebywania z takimi urządzeniami od najmłodszych lat. Eksperci zwracają uwagę, że chociaż u nas wszystko zaczęło się z dość dużym opóźnieniem, to już w tej chwili udostępnianie mobilnych urządzeń małym dzieciom w Polsce jest podobne jak na świecie. Szybkość z jaką doganiamy ten świat jest nieprawdopodobna. Wyraźnie i bez opamiętania chcemy mieć podobne skutki, niestety negatywne. 

W jednym z artykułów stwierdziła Pani, że już teraz jest sporo dzieci, które uzależniły się od urządzeń. Wolą przesuwać palcami po ekranie, niż bawić się klockami czy rysować.

Dokładnie tak się dzieje. Kolorowe i migające obrazki są atrakcyjne, a na dodatek kontakt z nimi nie wymaga prawie żadnego wysiłku. To silnie uzależnia. Opowiadają mi o tym rodzice, którzy już ochłonęli i widzą niszczące konsekwencje. Mówią, że sobie kompletnie nie mogą dać rady. Bo tak bardzo dzieci pragną tych narzędzi. Że gdy zabiorą dziecku tablet lub smartfon, reaguje jak pijak, któremu zabrano butelkę. Naprawdę czas zacząć bić na alarm.

Ostatnio widziałam w kawiarni scenkę, która dobitnie obrazuje to, o czym mówię. Pani umówiła się z koleżanką i dziecku, na oko trzylatkowi, dała do ręki smartfona. Nagle ktoś do niej zadzwonił i ona chciała odebrać telefon. Wzięła go z rąk dziecka, a ono zaczęło krzyczeć. To mnie jeszcze nie przeraziło, bo jest to reakcja, którą często obserwuję, ale ten chłopiec podszedł do matki i uderzył ją w twarz. Gdy ona odsunęła mu rękę, skoczył do niej i ugryzł ją w brzuch. Szokujące!

Co więc by Pani radziła rodzicom? Jest jakiś złoty środek?

Pozwalać dziecku na oglądanie filmów, ale też rozsądnie wyselekcjonowanych, do pół godziny dziennie. To wystarczy. Potem powinno ono budować swój własny świat, wszak w nim będzie zaspokajało swoje edukacyjne i życiowe potrzeby. Uważam, że nie należy tej dawki czasowej przekładać na korzystanie z urządzeń, po których maluch może wodzić palcem, przesuwać obrazki itp. To nie jest dla niego dobre i należy to odłożyć w czasie.

Na jak długo?

Do momentu, kiedy dziecko będzie świadome, że to jest narzędzie pracy. Gdy będzie potrafiło zrozumieć, że nie można z tego korzystać non stop i gdy będzie w stanie zaakceptować wprowadzone przez nas zasady. Małe, nieświadome dziecko, kiedy raz spróbuje i posmakuje zabawy ze smartfonem lub tabletem, będzie tylko tego pragnęło. Dla niego jest to zabawka niezwykle atrakcyjna. I nie da jej sobie łatwo odebrać.

Ale i 10-latek potrafi agresywnie reagować w takiej sytuacji

Tak, to prawda. Jest to już skutek dawania mu takich urządzeń w dzieciństwie. Gdyby dostał je dopiero jako 10-latek, z odpowiednim wytłumaczeniem, zasadami i ograniczeniami korzystania, to jestem przekonana, że byłoby inaczej.

Trzeba uświadamiać rodziców – przy każdej okazji i każdego dnia – jak niebezpieczne jest zbyt wczesne dawanie dzieciom np. smartfonów do zabawy. To trochę tak, jak ze smogiem. Kiedy zaczęliśmy się dusić i apelować o prawo do czystego powietrza, okazało się, że jest już za późno. Może być też za późno, jeżeli nie będziemy teraz uświadamiać rodzicom szkodliwości zbyt wczesnego dawania dzieciom urządzeń mobilnych do zabawy i stosowania ich jako środka wychowawczego.

To nie jest łatwe. Z powodów, o których już wspominałam wcześniej. Pułapka tkwi także w tym, że obecni dorośli dostali te narzędzia, kiedy ich umysły już były w pełni ukształtowane i nie widzą niebezpieczeństwa.

Ponadto trudno im dostrzec niebezpieczeństwo, gdyż kochają swoje dzieci. Nie chcą im robić krzywdy odbierając ulubioną zabawkę, nie chcą by były smutne i płakały. Wydaje im się, że w ten sposób okazują im swoją miłość. To, że robią krzywdę swoim dzieciom, jest już poza ich świadomością.


Więcej na temat
Pokaż więcej