Dr Bogdan Stelmach jest lekarzem seksuologiem
Wioletta Konopa-Stelmach jest psychologiem klinicznym, pedagogiem.
Katarzyna Nowicka: Ostatnie badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii pokazują, że na pornografię w internecie natrafiają już nawet siedmiolatki
Wioletta Konopa-Stelmach: Niestety. I to jest bardzo smutne, bo pornografia staje się częścią osobowości tych dzieci...
Bogdan Stelmach: Dokładnie. Człowiek, aby dobrze funkcjonować, musi potrafić tworzyć więzi. Tymczasem oglądanie przez dzieci pornografii uderza w zdolność budowania relacji z drugim człowiekiem. Można powiedzieć, że te dzieci są programowane na samotność. To może mieć przełożenie na ich całe dorosłe życie.
Nie zbudują relacji?
W.K-S: Może być im bardzo trudno. Bo czego możemy oczekiwać od dorosłej osoby, która jest od dziecka przekonana, że to co widzi w pornografii jest OK, i że tak właśnie to powinno wyglądać?
B.S: Wchodzi w dorosłość z wbudowanymi, wzajemnie znoszącymi się potrzebami. Z jednej strony jednak z potrzebą bliskości, miłości, bezpieczeństwa w relacji z drugim człowiekiem. Z drugiej zaś z potrzebą niebudowania tej bliskości tylko skupienia się wyłącznie na seksie. Na zasadzie: chce mi się soku to się go napiję. Pornografia może wbudować w młodych ludziach takie przekonanie, że dzięki niej już wszystko wiedzą. Na przykład jak postrzegać drugą osobę.
Że nie trzeba jej szanować?
B.S: Tak właśnie może się stać. Dzieci nie są przecież w stanie racjonalnie ocenić tego, co widzą w filmie pornograficznym. A tam patrzy się na drugą osobę wyłącznie jak na obiekt seksualny, stawia się na jak najszybszą realizację potrzeb i redukcję napięcia.
W.K-S: Brak szacunku do kobiet. Przecież w pornografii one są przedstawiane jako, przepraszam za to sformułowanie, zdziry. To właśnie powoduje myślenie, że nie wymagają szacunku…
I teraz zastanówmy się, jakie to wszystko może mieć konsekwencje. Myślę tu zarówno o kobietach jak i o mężczyznach. Mężczyźni oczekują bliskości, a jednocześnie nie potrafią jej dać. Nie chcą budować więzi i relacji, no bo po co właściwie mają to robić. Trudno tu mówić o szczęściu.
Z kolei kobiety postrzegane w taki a nie inny sposób też będą cierpiały. Bo przecież z jednej strony one chcą czuć się piękne i kochane, a z drugiej nie chcą być wyrzucane poza nawias. Bywa więc, że wbrew sobie zachowują się tak a nie inaczej, żeby zaimponować, spełnić oczekiwania, nie zostać odrzuconą. Mamy tu do czynienia z ogromnym konfliktem wewnętrznym.
Prowadzicie terapię par, więc pewnie i te problemy dostrzegacie wśród tych, z którymi przychodzą do Was pacjenci. Dużo par się zgłasza?
B.S: Dużo. I z wieloma kwestiami… Wzrost liczby par jest zauważalny, ale chciałbym wyraźnie zaznaczyć: to oczywiście nie oznacza, że kiedyś związki nie miały problemów. Miały. Zmienia się ich rodzaj, nasilenie. Ale te problemy były, są i będą…
W.K-S: Duże znaczenie ma to, że jednak kiedyś ludzie w mniejszym stopniu korzystali z pomocy specjalisty. Więcej było przed tym oporu, mniej informacji. Dziś terapia jest też bardziej dostępna i pary chętniej z tego korzystają. Do gabinetu kierują swe kroki osoby w średnim wieku, młodzież, ale i seniorzy. Tak jak już mąż podkreślał, problemy są różne, ale to co jest wspólne, to brak komunikacji w związkach. Na to nakłada się wiele czynników…
B.S: We współczesnym świecie życie rodzinne zawęża się coraz bardziej. Bo ludzi pochłaniają inne rzeczy. Praca, pogoń za karierą, za pieniądzem, konsumpcją, wygodnym życiem. Wszystko to m.in. powoduje, że coraz mniej czasu mamy na wspólne sprawy. Ten postęp cywilizacyjny utrudnia nam życie ze sobą.
Co jeszcze dzieli partnerów?
W.K-S: Niespójne oczekiwania. Niezrozumienie własnych potrzeb…To jak wspomnieliśmy, wynika z wielu przyczyn. Akurat pornografia, o której już mówiliśmy, należy do tych, które można śmiało powiedzieć, występują coraz częściej, a wciąż mało się o tym mówi. Tymczasem jest tak, że wiele młodych osób, wchodzących obecnie w związki czy już je tworzących, ze względu na dostępność pornografii w internecie i rozwój technologii, ma z nią kontakt już nawet od dzieciństwa. I to daje o sobie znać właśnie w dorosłości. Z tych powodów, które już omawialiśmy.
Pary przychodzą i mówią: "tak, pornografia może być przyczyną naszych problemów"?
B.S: Nie. To się raczej nie zdarza. Zazwyczaj nie zdają sobie sprawy, że tak może być. Albo nie chcą dopuścić do siebie tej myśli. Niestety, mimo różnych działań, konferencji, wykładów wiedza na temat szkodliwości pornografii wciąż jest niewielka.
W.K-S. Najczęściej przebiega to tak, że w związku jedna z osób nie ma ochoty na bliskość seksualną. Najczęściej dotyczy to mężczyzn, bo jak pokazują badania, to oni głównie są konsumentami pornografii. Zazwyczaj kobieta bierze wtedy odpowiedzialność na siebie. Myśli, że to na pewno jej wina. Bo może przytyłam, zestarzałam się, nie podobam mu się, to ze mną jest coś nie tak…
I my wtedy dopytujemy, drążymy, analizujemy. Na jednej sesji, na kolejnej. I niejednokrotnie okazuje się, że to wcale nie chodzi o te wymienione obawy tylko właśnie o pornografię, niekiedy uzależnienie od niej. I to jest przyczyna. Bo jeżeli jedna z osób jest skupiona na pornografii, to nie można już mówić ani o bliskości emocjonalnej, ani o bliskości fizycznej w związku. Nie ma również komunikacji.
Bywa też, że pary przychodzą, bo na przykład żona zorientowała się, że mąż ogląda treści pornograficzne. Wtedy właściwie za każdym razem kobieta mówi, że czuje się zdradzona. Bo on wybiera bliskość emocjonalną z pornografią, a nie z nią. Oddala się.
B.S: Są też sytuacje, gdy pojawiają się oczekiwania, aby partnerka realizowała to, co widzi się w takich filmach. Uzależnienie ma różną dynamikę, różne ścieżki. Są osoby, które przechodzą do takich zachowań w realnym świecie. Chcą znaleźć i doświadczyć tego, co widzieli w obrazach pornograficznych. A te obrazy we współczesnej pornografii są ciągle inne, zmieniają się, aby nadążyć za oczekiwaniami odbiorców, którzy wciąż szukają czegoś nowego, aby osiągnąć satysfakcję
A druga osoba niekoniecznie się musi na to zgadzać
B.S: I często tego nie chce, ale bywają też sytuacje, że udaje, iż chce. Długo tak jednak się nie da
W.K-S: Na przykład zgłosiła się do nas para, w której on był uzależniony od pornografii i zaczął partnerkę w oglądanie takich treści wprowadzać. Ona twierdziła początkowo, że się na to godzi, że tego chce…
B.S: Potem otwarcie przyznała, że robiła to wyłącznie dla niego, ale czuła się z tym źle, jak instrument. Gdy zaczęli od tego odchodzić podkreślała, że znów zaczęła czuć się kobietą, prawdziwą partnerką, że odzyskała poczucie bezpieczeństwa.
Mówicie, że przychodzą osoby z wieloma problemami, o różnym podłożu. Czy to, że sami jesteście parą pomaga w prowadzeniu terapii par?
W.K-S: To trudna terapia. Uważam, że jeśli para decyduje się na jej prowadzenie, to musi być ze sobą bardzo blisko emocjonalnie, musi nadawać na tych samych falach. Trzeba mieć ze sobą dużo wspólnego.
B.S: To jest trudne z tego względu, że jest to już taka, można powiedzieć, trochę terapia grupowa. Ma to jednak niezaprzeczalnie swoje plusy. Uważam, że często na inne emocje czy szczegóły może zwrócić uwagę kobieta, a na inne mężczyzna.
W.K-S: Często trudno zdecydować się na terapię. Wydaje mi się, że może łatwiej jest przyjść parze do innej pary, skorzystać z doświadczenia bycia ze sobą. Bycia ze sobą przecież zarówno w życiu prywatnym jak i w zawodowym…
Co zapewne nie jest łatwe…
W.K-S. Oczywiście, że nie. Ale to właśnie o to często pytają nas pacjenci. Jak to jest być ze sobą w domu i w pracy. Jak wygląda taka relacja.
B.S. Taka rozmowa to jest oczywiście jeden z elementów naszej współpracy z pacjentami. Ludzie czasem jej bardzo potrzebują i ona bywa pomocna. Jednak przede wszystkim przychodzą do nas pary z problemami i na próbie rozwiązania tych problemów głównie się skupiamy.